Kolejny początek......

Autor

Witajcie,

kolejny początek......... dlaczego nie mogę wytrwać w postanowieniu o diecie???

Bo choroby dziecka, złe wyniki tarczycy, całe mnówstow problemów w domu, w pracy itp... czy to ma znaczenie? Czy to jest tylko wymówka  aby nie dbać o siebie? Jak sądzicie?

Jak sobie z tym radzić?

marta59300

Komentarze

Pewnie, że łatwiej wytrwać, gdy życie wokół jest bardziej uporządkowane, bo nikomu się nie chce brać na siebie więcej obowiązków, ograniczeń, ciężarów, niż mu życie samo funduje. Na pewno łatwiej się odchudzać, gdy jest czas na zastanowienie się nas sobą, realizację pasji, czas na sport i zdrowie zakupy. Ja też będę zawsze w tej grupie walczących, nigdy nie uda mi się raz a dobrze, bo mam wielką tendencję do powrotu do nadwagi,  do złych nawyków. Teraz też się wszystko rozmywa, cała ta waleczna zima minęła, teraz jestem w innym etapie życia, bo ciążowym, ale kontrolę mam coraz mniejszą nad tym, co robię. Jestem w stu procentach przekonana, że mogłabym schudnąć do idealnej wagi, wiem że jest to w zasięgu moich możliwości, ale jest to cholernie trudne, bo cała ta mobilizacja, silna wola siedzą w głowie. I jak ta głowa nie radzi sobie, to właśnie docieramy do tego właśnie miejsca zaczynania po raz enty.... Trzymaj się dzielnie!

Nie możesz się poddawać! Na mnie też spadło mnóstwo obowiązków ostatnio - babcia skończyła w szpitalu z zaawansowaną cukrzycą, ledwo chodzi, musze się nią opiekować na pełen etat (i jednocześnie studiować dziennie dość ciężki kierunek), bo dziadek nie umie zrobić nawet jajecznicy bez spalenia kuchni...

Dasz radę, ja w Ciebie wierzę! Uporamy się z tarczycą, z dołami, z wahaniami nastrojów, z wiecznie suchą skórą, ze zmęczeniem! Doskonale wiem, jak się czujesz, bo ja przechodzę przez to samo, a mój narzeczony mówi mi, ze jestem nawet jeszcze bardziej "zmienna" niż byłam, co chyba jest cudem samym w sobie.

Pokonamy to. 

A może podchodzisz do tego źle, na zasadzie: wszystko albo nic. Kilka razy się potkniesz, coś nie wyjdzie, coś sie nie uda to machasz ręką na wszystko i czekasz aż znów będziesz zmotywowana w 100%?

To błędne koło, które z tego co obserwuje u innych, a wcześniej u siebie, do niczego nie prowadzi. Tym razem zacznij po raz ostatni, a później daj z siebie tyle ile w danej chwili będziesz mogła. Krocz do przodu! Nie cofaj się! Nie daj sobie samej wmówić, że jakby co to znowu zaczniesz, bo tylko odkładasz wszystko na później, a jednocześnie niszczysz i nie doceniasz pracy, którą już włożyłaś w zmianę stanu rzeczy.

Na początek potrzebna jest motywacja, żeby zacząć, ale w miarę upływającego czasu trzeba nauczyć się dobrych nawyków, które jeśli takimi naprawdę się staną to będą u Ciebie procentować nawet jak motywacja spadnie do zera, albo będziesz miała wrażenie, że znowu nic nie idzie tak jak ma iść. Wtedy, mimo przeciwności będziesz robić swoje.

I pamiętaj o wiedzy. Nie możesz przecież podejmować decyzji i działań po omacku. Dowiedz się co w Twojej sytuacji zdrowotnej możesz zrobić. Postaraj się na rzeczy spojrzeć z różnych perspektyw czyli w tym przypadku: dlaczego jest tak jak jest, jak to się stało, gdzie popełniam błędy, i w końcu co zrobić, czego unikać, gdzie zadziałać. Także... nie wystarczy sobie czegoś postanowić. To tylko pierwszy krok. Trzeba zaraz podjąć wysiłek, aby słowa przełożyć na czyny i to bardzo konkretne i praktyczne. Najgorsze w takiej sytuacji to zostać na poziomie marzeń i zaklęć.

Aby to wszystko się udało niczego nie musisz robić perfekcyjnie. Za każdym razem tyle ile możesz, ale nigdy nie cofaj się do tyłu! Nie zadręczaj się, że coś mogłaś zrobić lepiej tylko przemyśl co było nie tak i staraj się w przyszłości nie popełniać tych samych błędów na przekór powiedzeniu, że Polak przed szkodą i po szkodzie...

I wreszcie... nie stwarzaj niepotrzebnej presji na sobie czyli zastanów się czy tego naprawdę chcesz. Wbrew pozorom to chyba najważniejsze.

Pozdrawiam i trzymam kciuki.

p.s. strasznie się dzisiaj wymądrzam ;-)))

Mądre to bardzo, fajnie że napisałeś :-)
Daje do myślenia i rzeczywiście ma sens - zaczynamy raz, a potem idziemy w dobrym kiedynku, zbaczając co jakiś czas z trasy, ale ciągle idąc do celu, a nie wracając na miejsce startu. Niby takie oczywiste, ale dobrze sobie to uświadomić.

Witajcie,

bardzo Wam dziękuję za odpowiedzi.

Ja się nie poddam- tylko tak strasznie mi ciężko i towarzyszy mi wrażenie że wale głową w mur........Po prostu ciężko mi znów uwierzyc,że się uda .......

Ale działam dalej- ćwiczę nadal- może uda się jeszcze więcej ćwiczyć,

od dzisiaj postanownienie o diecie dość mocne,

i chcę zmienić stan załamania w stan działania ku temu aby mieć szczupłe ciało.

Dziękuję Wam Kochani za to że jestescie:)

Pozdrawiam

marta59300

P.S.

Janie, to nie jest wymądrzanie tylko dzielenie się wiedzą, o którą ,mam nadzieje ,że i ja kiedyś będe bogatsza :)

 

Marciocha, damy radę. A Jan ma rację, trzeba zmienić myślenie i nie zaczynać wciąż od nowa tylko od momentu, w którym się przestało za ostatnim razem.

witam wszystkich,

zawsze jadłam wszystko na co tylko miałam ochotę i nigdy nie miałam problemu z nadwagą. Pożerałam pączki w mega ilościach, batoniki, podwójne obiady, frytki o 23.00.... można by tak wyliczać i wyliczać! i kompletnie sie nie ruszałam ale waga mimo to wciąż była ok. Oczywiście do czasu. Miałam przerażenie w oczach gdy któregoś dnia stanęłam na wagę i zobaczyłam 6 z przodu, waga osiągnęła 60 kg. Przy wzroście 168 cm. to wciąż ok ale później było 61, 62, 63 ...... i tak stopniowo nie wiedząc kiedy przez 6 m-cy przybyło mi 6 kg.!

Postanowiłam coś z tym zrobić. Na początek ograniczyłam słodycze, cipsy itp., choć i z tym kiepsko. Oczywiście ruchu nadal zero, bo to za zimno, za ciemno, za mokro, brak czasu .... 100 powodów aby nie wyjść z domu.

W końcu zmusiłam sie do czegokolwiek, zaczęłam troche biegać i wreszcie systematycznie chodzić na zajęcia fitness. Ustawiłam sobie życie tak, że mam czas na zakupy, dom, ugotowanie obiadu i czas na to aby wybyć z domu na 3 godzinki.

Jestem po 4 m-cach jakby nie było dosyć intensywnych ćwiczeń - głównie zajęcia na sali, 3 x wtygodniu po 2-3 godziny + czasami bieganie.

I co?! waga wcale nie spadła!a nawet wzrosła o kolejny kilogram:(

wiem wiem...przybyło mi masy mięśniowej. I coś w tym jest ! bo mimo iż waga wzrosła chyba wyglądam troche szczuplej. Tak czy inaczej czuję się żywsza  i zdrowsza! I nie zamierzam przestawać! Idzie wiosna więc warto wsiąść na rower albo wybiec przed siebie od czasu do czasu choćby dla własnego lepszego samopoczucia.

 

"Sukces jest sumą małych wysiłków powtarzanych dzień po dniu"

Dodaj komentarz

Zawartość pola nie będzie udostępniana publicznie.