o bezsilności, która śmierdzi porażką...
Autor
No nic, muszę to napisać, bo nie idzie mi to wszystko. No, nie idzie i już. Nie mam pojęcia jak wybrnąć z tego impasu, najgorsze, że z pełną świadomością nie chce mi się nic zmieniać z tych postanowień, które realizuję od kilku tygodni. Wewnętrznie uważam, że teraz żyję tak, jak chcę, tak jak powinnam, żeby być zdrową, szczupłą osobą. Zaczęłam się regularnie ruszać, biegam coraz dłużej, ćwiczę jeden raz w tygodniu aerobic i to wszystko jest ok - sprawia mi dużą przyjemność, po wysiłku jest super, czuję, że wydolność winduje się do góry z każdym dniem. Nie jem niezdrowych rzeczy, słodyczy, fast foodów, chipsów, frytek, białego pieczywa itd itp. Staram się jeść co 3-4 h sensowne posiłki, które nauczyłam się przyrządzać i znam zasady dobrego komponowania pełnowartościowych posiłków, piję wodę - a to wszystko o kant (albo wałek) tyłka rozbić. Stoję w miejscu! Jutro się zważę i jestem pewna, że nic mi nie ubyło, za to wracam do wagi wyjścowej... Równie dobrze mogłabym nie brnąć w tę dietę, bo od dwóch lat miałam stałą (nad)wagę, dla mojego organizmu nie ma różnicy, że nie wrzucam w niego tych wszystkich śmieci, bo i bez nich daje radę. Jestem takim wagowym perpetum mobile. Nie wiem czemu tak fatalnie mi idzie, ale zniechcęca mnie to strasznie i pójdę w odstawkę do kąta się użalać nad swym grubym przeznaczeniem. Ja po prostu uważam, że powinnam się pozbywać tych kg żyjąc tak, jak przez ostatnie półtora miesiąca. Chcę się pozbyć tych "wylewnych kształtów", a nie biegać wciąż targając opony ze sobą. Wiem, że zaraz ktoś mi może powiedzieć, że przecież schudłam te 2 kg przez miesiąc, ale wygląda na to, że więcej nie osiągnę robiąc to, co dotychczas. I tak się miotam, ciągle się zastanawiam, że może powinnam jeść mniej (ale wtedy będę głodna na pewno, bo i teraz moje porcje nie są duże), powinnam liczyć te cholerne kcal, jeść z góry wyznaczone potrawy, ale ja tak nie chcę! Jestem zdrowa, więc niedoczynność tarczycy odpada, jedyne co powinnam wyeliminować to podgryzki, ale to są małe ilości (np 5 paluszków, garść migdałów, banan nadprogramowy, kostka czekolady - ale to rzeczy zebrane z tygodnia, a nie z jednego dnia!). To jak jem i jak się teraz czuję jest dla mnie idealnym sposobem życia. Ale ja nie będę szczupłą postacią w tej mojej bajce, tylko tym samym pulchnym tymotem, co teraz :(((((
Komentarze
Dodaj komentarz
Main menu
Najważniejsze artykuły
- Jak zacząć odchudzanie cz1 - nastawienie
- Jak zacząć odchudzanie cz2 - planowanie
- Jak zacząć odchudzanie cz3 - przygotowania
- Jak zacząć odchudzanie cz4 - jak wytrzymać na diecie
- Bilans energetyczny - główna zasada odchudzania
- Picie wody podczas odchudzania
- Ćwiczenia są niezbędne podczas odchudzania
- Biegam aby schudnąć
- Jak zacząć bieganie - stuprocentowa metoda na sukces
- Odchudzanie wymaga ćwiczeń aerobowych i anaerobowych
- Dlaczego notatnik pomaga w odchudzaniu
- Oto dlaczego trzeba jeść często i mało
- Sen jest niezbędny podczas odchudzania
- Co zrobić gdy dałeś plamę w odchudzaniu
- 100 powodów żeby schudnąć
Ej Tymotka! Nie łam się u mnie dopiero po miesiącu ruszyło i to tylko pół kg ;) Będzie dobrze zobaczysz. W jednym z moich postów znajdziesz odpowiedź dlaczego tak jest. Oto link :
http://www.odchudzamsie.pl/profil/659/blog/cos-interesujacego
Przeczytaj i przestań się zamartwiać. Też stoję w martwym punkcie, cm mi nie ubywa, waga stoi w miejscu, ale co z tego? Kiedyś ruszy :)
I moje ulubione zdanie na koniec: " Przecież nikt nie obiecywał, że będzie lekko"
Andżi
Czytałam, czytałam, ale to jest o tych, którzy osiągneli już jakiś spadek wagi, a nie dla takich opornych jak ja. Masz rację, nikt mi nie obiecywał, że to łatwizna, jeszcze się nie poddaję, ale póki nie zamienię wagowego bałwanka na siekierkę na przedzie (czyli nie zjadę z 80 kg na 70), to będę dramatyzować i rwać sobie włosy z głowy. Od jutra spróbuję zapisywać dosłownie wszystko, co wkładam do ust i zobaczę, czy nie oszukuję sama siebie.
Dzięki Andzia żeś pomachała łapką w moim kierunku :-)
Nie załamuj się! U mnie teraz również pod górkę.. w 2 ostatnie miesiące schudłam tylko 3 kg... wydaje mi się, że wszystko dlatego, że się nie ruszałam... ale teraz zaczynam biegać 4 razy na tydzień i 3 razy takie domowe ćwiczenia z cieżarkami i skłony itp.. ja sobie troszkq zaostrzyłam dietę.. tzn zamiast 4 kromek chrupkiego pieczywa jem 3 :D... nie sięgam po serki typu Danio, codziennie staram się wypić herbatę czerwoną... takie drobne zmiany ale może cos pomogą... choć wiem, że najbardziej pomoże wznowienie biegania !!
Trzymam kciuki za Ciebie !
Pozdrawiam, Chocolate
Tak sobie jeszcze pomyślałam. Może nie chudniesz bo bierzesz jakieś leki albo antykoncepcje hormonalną. Co do ostatniego, może to mieć takie skutki (przynajmniej tak słyszałam). Moja koleżanka biorąc tabletki nie mogła schudnąć ani grama (po mimo diety i ćwiczeń) i dopiero jak je odstawiła, waga ruszyła i teraz jest lżejsza o 15 kg. Więc może w tym tkwi przyczyna?
Andżi
Nie stosuję antykoncepcji hormonalnej, więc nawet nie mogę jej o to obwiniać, a byłoby miło zdjąć z siebie podejrzenia o przyczynę niepowodzenia. Dziś moje niepowodzenie wynosi 600 g na plusie, czyli ważę tyle ile w połowie lutego. Jestem tak wkurzona, że zaraz eksploduję i się rozdrobnię na kawałki. Zjadłam śniadanie i zapisałam wszystko co tam było i zamierzam tak robić przez cały tydzień. Nie zjem nawet okrucha paluszka, dosłownie nic, co nie jest zaplanowane do jedzenia i jak to nie odniesie skutku, to padnę trupem i będę pomnikiem porażek odchudzania.
To moje dzisiejsze zaplanowane menu:
dwie kromki razowego chleba z serem zółtym i wędliną drobiową, papryka, ogórek kiszony i trochę sałaty, kawa z odrobiną chudego mleka
Drugie snadanie - mały jogurt z muesli, jabłko
Obiad-brokuł z sosem jogurtowym, sałata z fetą, papryką, kukurydzą i fasolą i dwa wafelki ryżowe
Kolacja - kromka razowego z serem i warzywkami
Wypiję 1,5 l wody, dwie herbaty zielone i będę się nakładać na skórę jakieś smarowidła, żeby działać też od zewnąrz.
Nie ma dziś mięsa, ale nie mam czasu nic przyrządzić przed pracą.
Wiem ,że to nudnawe tak rozpisywać swój jadłospis, ale jak będę uczciwie wszystko notować, to będzie ciemne na białym ile tego wcinam.
Dzięki dziewczyny, obym kiedyś doszła do Waszego etapu, Chudzielce :-)
Ej to może spróbuj South beach. Jestem na niej i wcale nie czuję jakbym była na diecie. Jem to co lubie i do syta :) Poczytaj o tym. Pierwsze 2 tygodnie są dość ciężkie, ale od razu widać pierwsze efekty. Jeżeli to Ci nie pomoże to wtedy może powinnaś się znowu zgłosić do dietetyka. Wiem, że to koszty, ale cel uświęca środki :)
Trzymaj się dzielnie i pamiętaj; NIE PODDAWAJ SIĘ!!!!!
Andżi
Może musisz to przetrzmać a waga zacznie spadać? twój organizm przez lata przyzyczaił sie do swoje wagi i teraz nie chce z niej rezygnować. Ja np nie mogę sobie sama diety robic bo próbowałam i wiem, że bez kontroli tracę motywację i dieta zaczyna się walić. Dlatego odżałowałam i odłożyłam na dietetyka, juz na początku miesiąca wypłaciłam odpowiednią kwotę i tak teraz muszę gospodarować żeby mi do końca miesiąc wystarczyło, ale uważam że moje dobre samopoczucie po schudnięciu jest tego warte.
Twoja nadawaga nie podda się bez walki bo gromadziłas ja (tak jak ja) całe życie a chcesz się jej pozbyć w krótkim (jak dla organizmu) czasie. Jeśli ja gromadziłam swój tłuszcz przez 27 lat to liczę się z tym że potrzebuje pewnie z 6 miesięcy żeby schudnąć a kolejne 2-3 żeby wagę ustablizować.
także trzymam kciuki i nie poddawaj się, no i waż się tylko raz w tygodniu o tej samej godzinie bo waga ma to do siebie że (szczególnie po wysiłku) może się wahać o 1-2 a nawet 3 kg. Powodzenia!
Tymotko, zapraszam na mój blog "Aby do Świąt"... wprowadziłam sobie 4 tygodniową dyscyplinę ;)
Taki blog to świetna mobilizacja ;) będę zamieszczać czasem jakieś potrawy, zdjęcia więc może znajdziesz coś dla siebie! :D
Mam nadzieję, że zrealizuje mój 4 tygodniowy plan w 100% !
Pozdrawiam, Chocolate