zaczynam

Autor

No to z pewną nieśmiałością powiem, że... może teraz się uda.?!

Próbowałam już milion razy, albo nawet ze dwa miliony. Kilka prób zostało zkończonych spektakularnymi sukcesami. Kilka skończyło się ze łzami w oczach nad tabliczką czekolady. Zawsze znajdę sobie jakąs wymówkę. A od wtorku zacznę, bo w poniedziałek to nie wolno (tak jest i tym razem). A wezmę się za siebie od przyszłego tygodnia, bo teraz to sesja zestresowana jestem. A może od pierwszego dnia nowego miesiąca? 

Nie NIE NIE! Zaczynam od teraz od poniedziałku od godziny 23:04. W piątek lecę na 4-rodniowy urlop, a za dwa tygodnie mam urodziny, ale żadna z tych rzeczy nie będzie kolejną wymówką.

Nigdy w życiu nie wyglądałam tak jak teraz. Pamiętam czasy kiedy nosiłam 13 kg mniej. Byłam pewną siebie, radosną dziewczyną. Wydawało mi się, że nie ma rzeczy niemożliwych. Cieszyłam sie życiem, byłam spontaniczna. Jedna z tych osób co wyrzucą ją drzwiami to wejdzie oknem. Teraz wiem, że jak wyrzucą mnie drzwiami, to nie mam co biec do okna, bo prawdopodobnie zaklinowałabym się w nim przez moje grube dup*ko! :)

Cel jest realny. Chciałabym z magicznej wagi 67 kg wrócić do 53-52 kg. Dużo ćwiczę, ale mój najwięszkszy problem to zajadanie stresu. W pracy stres, w szkole stres, zmarła mi bliska osoba...trzeba było zjeść ten stres i tak w kółko. Kolejne wymówki. 

Moje najwięskze grzechy to jedzenie wieczorem mega ilości (bo w pracy przecież jestem na diecie zawszE!!), zajadanie stresu, słodycze, a potem zwalanie, że nie chudne przez problemy z hormonami (których już dawno się pozbyłam, ale wymówka została).

Zatem z całą odpowiedzialnością zakładam, że właśnie teraz NA PEWNO SIE UDA! 

 

Komentarze

Grunt to motywacja :) Chyba Ci jej nie brakuje :) Trzymam kciuki :)

Dodaj komentarz

Zawartość pola nie będzie udostępniana publicznie.