podziwiam Was

Autor

Ewa

Chcę Wam trochę posłodzić - bo tego w życiu podobno nigdy za wiele. Otóż obsewuję ludzi tutaj i NAPRAWDE jestem pełna podziwu. Zastanawiałam się dlaczego nie potrafię ustawić sobie w głowie tego co trzeba i po prostu przestawić się na plan któregoś z Was. Niby jest motywacja, trochę biegałam trochę ćwiczyłam (come on baby ) ale to się wcale ale to wcale nie liczy bo przecież stoję w tym samym dokładnie miejscu i nawet mi się pomiaru nie chce dodawać. To nie jest tak ,że jestem załamana tą stagnacją, raczej lekko zobojętniała, bo chcę być prawdziwie szczupła ale tak jakby to się stało bez mojego udziału. Tak się niestety nie da. Więc zastanawiałam się i doszłam do wniosku, że ja nie najgorzej czuję się w swoim ciele. Kiedy ubieram sukienkę i buty na obcasie to czuję się całkiem nieźle. Niestety kiedy zakładam strój kąpielowy już się tak fantastico nie czuję. Ale na co dzień mi to nie doskwiera bo do sklepu się tak raczej nie chodzi. Uf... I tak to ze mną jest. Coś z tą moją motywacją nie jest do końca dobrze...Może jakieś hasła motywujące??   

Komentarze

"Kiedy ubieram sukienkę i buty na obcasie to czuję się całkiem nieźle" - jakbym słyszała siebie. Z taką różnicą, że nikomu się do tego nigdy nie przyznałam, a może nawet bałam się przyznać przed samą sobą? Bo to tak jakby poddanie się, przegrana, bo "podobam się sobie taka jaka jestem" do momentu "niestety kiedy zakładam strój kąpielowy już się tak fantastico nie czuję". Widzę, że mamy ten sam problem. Niby waga ok, wygląd ok, dobrze dobrane ciuchy ok. Więc po co się mamy odchudzać? Powiem Ci, że ocknęłam się kilka dni temu, po 3 tygodniach dietetycznego dołka i pochłanianiu taczek jedzenia.
Obliczyłam, że chcę schudnąć już jakieś 2 lata i jak dotąd mi się to nie udało i te 2 lata to był jakiś bezsensowny czas męczenia umysłu "nie mogę słodyczy, nie mogę alkoholu, nie mogę majonezu" a i tak jadłam i piłam i czasami TYLKO ćwiczyłam. Stwierdziłam, żeby przestać się męczyć i skończyć z tym raz na zawsze. Zgubić te cholerne 8-10-13 kg i mieć to za sobą. Bo mnie nie denerwuje to, że mam trochę więcej w biodrze, tylko to, że ja się tak z tym męczę i NIC! Nie męczę się ćwiczeniami, ani dietami tylko męczę się brakiem konsekwencji, regularności i myślami "chcę schudnąć", a to mi nic nie daje! Tak się słuchajcie wkurzyłam, że powiedziałam sobie KONIEC! 
Pykam po górkach na rowerze codziennie godzinkę, i tak się świetnie czuję, że już teraz nie mogę się doczekać, żeby za chwilę wyjść!

Mam nadzieję, że za 2-3 miesiące napiszę, że przestałam się męczyć z "chcę schudnąć", a zacznę się męczyć z "nie chcę przytyć" ;-)
Dlatego ogromną motywacją dla mnie teraz jest kupienie stroju kąpielowego (już takie piękne widziałam w sklepach!), wyjazd ze znajomymi nad morze ( i pięknymi, szczupłymi koleżankami, na których tle wyglądam jak hmm świnka?).
Oprócz tego, motywuje mnie ta chęć pokazania sobie i innym, że jednak potrafię. 
I ta złość...
Tym razem nie mogę się złamać!

Podobna sytuacja dzieje się np. podczas nauki języków obcych. W pewnym momencie łapiesz go na tyle, że możesz się dogadać i motywacja maleje, bo przecież działa. Mam koleżankę, która twierdzi, że zna kilka języków tylko nie wiem po co prosi mnie ciągle o tłumaczenia z angielskiego skoro jest on jednym z tych, które twierdzi, że zna ;-)))

Cwaniakuje, ale to dla mnie nowe doświadczenie (to o czym piszecie). Jestem już chudy, bo zgubiłem nadwyżkę, która czyniła mnie grubym i tak jak piszesz Ewo, wreszcie czuje się dobrze w swoim ciele, ale... to zdecydowanie nie koniec. Właśnie w tych dniach zdałem sobie z tego sprawę!

"Jestem już chudy". Janie, tu nie trzeba komentarza, wymiatasz!
To kto następny tak napisze? :)

Hahaha... Karolino, wiem, że doskonały nie jestem, ale BMI mówi, że jestem ok znaczy się chudy :-D Ciężka praca na roli się skończyła. Teraz pora na część artystyczną! Trzeba rzeźbić, rzeźbić... ;-)))

Hm.... skoro, podobno, Kopernik była kobietą i dała radę  to i tobie ruszenie czegoś z miejsca też powinno się udać. Podobno czasem wystarczy mocno chcieć ;) Tak, wiem, czasem takie mądrości można sobie schować w ..... A zdarzyło ci się kiedyś, że jak bardzo czegoś szukałaś to akurat tego nie było, a jak już nie było potrzebne to okazywało się, że leży na samym wierzchu? Taka może dziecinada, ale jeżeli nie możesz znaleźć ubytku kilogramów /strasznie po polskiemu to wyszło ;) to wyznacz sobie cel zastępczy - jeżeli zaczęłaś biegać to mono zachciej przebiec np 5 albo 10 km w tempie szaleńczo wolnego truchtu 3 razy w tygodniu wykonując uczciwie rozgrzewkę przed i rozciąganie po. Odpuść sobie prace księgowe (liczenie: dni, kg, kalorii etc) i truchtaj. Może jakiś plan 10 tygodniowy albo przygotowawczy do startu na dychę. Jeżeli bieganie jest beee, to godzinka aerobiku lub coś co zmusi cię do intensywnych ćwiczeń, wylania hektolitrów potu i zdecydowanie poprawienia mięśni i ogólnie kondycji /nie chodzi mi o pakowanie na siłowni, ale dużą porcję aerobów/. W każdym razie wagę pożycz sąsiadce lub schowaj głęboko w szafie i wyznacz do realizacji cel zastępczy. Dla mnie to nie tylko teoria ale i praktyka. Może i tobie to pomoże ;))))))

nie ma rzeczy niemożliwych - są tylko mniej lub bardziej prawdopodobne

Dodaj komentarz

Zawartość pola nie będzie udostępniana publicznie.