bilans

Autor

Minęło 1,5 roku moich zmagań. Ciężkiej walki z kilogramami, ale tak naprawdę z samym sobą, ze złymi nawykami, z przyzwyczajeniami swoimi i najbliższych. Momentami mam wrażenie, że zdawałem kolejny test dojrzałości, test z odpowiedzialności za swoje zdrowie. Tak, wiem jest na to określenie: kryzys wieku średniego ;) I może coś w tym jest: w kalendarzu 39 i pół, a w sercu siły więcej niż 10 lat temu, rozum też jakby bardziej światły. Nic tylko przenosić góry .......

Co wygrałem? Nowe spojrzenie na siebie i świat. Ja wyglądam inaczej, ale także świat w moich oczach jest jakby inny, ładniejszy, bardziej kolorowy. Moje otoczenie zaakceptowało moje nowe nawyki. Nie dziwią się, że wolę "zniknąć" na 1-3 godzin i wrócić zmęczony, spocony, ale zadowolony. Nie dziwią się, że w kalendarzu zaznaczam niedzielę dla siebie - jakieś kolejne zdarzenie biegowe, w którym wezmę udział. Może na stare lata mi odbiło, ale chyba wolę w tę stronę niż z butelką piwa przed telewizorem narzekać na wszystko i wszystkich. No i jeszcze to, że cały czas walczę z bólem głowy - zapchane zatoki dają mi czadu. Planowany zabieg jest dalej planowany i czy po nim coś się zmieni?

Moje plany? schudłem, zmieniłem styl ubierania (i tak musiałem wymienić zawartość szafy ;), zmieniłem przyzwyczajenia - także żywieniowe. Nie, żony nie planuję zmieniać ;))   W przyszłym roku z okazji wejścia w nową strefę kwalifikacji wiekowych planuję na wiosnę "połówkę" czyli półmaraton, a na jesieni maraton warszawski. Wiem już ile kopa daje zadowolenie z siebie, z pokonania barier, które wydawały się wielkie jak K2. 18 miesięcy temu minuta truchtu była czymś wielkim, potem utrzymanie tempa 8 minut na kilometr przez 5-10 minut było powodem do dumy. Pierwsze zawody biegowe, robienie za tłum na 5 i 10 km. Bieg powstania warszawskiego z dwoma podbiegami na ul.Sanguszki (kto był ten wie jak to wygląda) i Biegnij Warszawo z ul.Belwederską pod górę. Pomimo tego podbiegu i gorąca nowa życiówka 56 minut - dla innnych taki wynik byłby poraszką, dla mnie jest na dzisiaj super. No i ta świadomość, że tego biegu nie ukończyło 2 tysiace spośród startujących.  BEZCENNE. Oczywiście wiem, że zawsze będę tym z tłumu. Walka o podjum i nagrody to inna bajka, nie dla mnie. Dla mnie nagrodą jest satysfakcja i zadowolenie, no i wiedza, że jednak mogę...

Komentarze

Gratuluję :) I doskonalę wiem o czym piszesz. Ja też zmieniłam się nie tylko na zewnątrz, ale chyba (nawet bardziej) w środku. Jestem radośniejsza, chętniej rozmawiam z ludxmi. Po prostu wzrosła moja samoocena.

Zazdroszczę Ci Twojej pasji- biegania. Mnie to nie wzięło. Ale latem rower, kijki a teraz aerobik. Niestety  zpewnych względów sport na zewnątrz gdy jest zimno nie dla mnie.

Ale ruchu potrzebuję. Gdy zrobiła sobie przerwę, to szybko pożałowałam.

A żona co? Nie jest zazdrosna? Bo mój strasznie się zrobił zazdrosny. ;)

Czy żona stała się zazdrosna?  Może, ale jeszcze tego nie okazuje. Z resztą wie jaka byłaby moja odpowiedz: "to się ubieraj i jedziemy razem". Jeszcze nie pękła i ze mną nie pojechała - mieszkam w takim miejscu, że muszę dojechać na siłownię lub do parku gdzie biegam.

A bieganie..... chyba wolę jak jest chłodno niż upały i pot zalewa oczy. Ilość ubrania zawsze można dobrać, zmienić jego właściwości. Nawet przy lekkim mrozie i zatkanych zatokach jest to przyjemne. Smutno się tobi tylko przy zamoczonych nogach..... Teraz w planach Praska Dycha i Bieg Nieopodległości- oba na 10km. Będzie fajnie byle pogoda nie dała czadu.

nie ma rzeczy niemożliwych - są tylko mniej lub bardziej prawdopodobne

Dodaj komentarz

Zawartość pola nie będzie udostępniana publicznie.