Zaczynam odchudzać się przed Świętami

Zaczynam odchudzać się przed Świętami

Postanowiłem się odchudzać już jakiś czas temu i od tej pory zaliczyłem kilka, niestety nieudanych, prób w tym temacie. Ostatnio przeanalizowałem swoje podejście do odchudzania w dwuczęściowym artykule pt. „Krótka historia o kolejnych próbach odchudzania się”. Teraz chyba już wiem, jak podejść do gubienia kilogramów i jestem pewien, że tym razem znajdę w sobie tylko pokładów samozaparcia, żeby się do tematu przyłożyć.

Jest jednak Grudzień i pojawiło się nowe pytanie – czy jest sens zaczynać się odchudzać teraz, kiedy Święta są już za pasem? Kilka dni obżarstwa na pewno zniweluje wszystkie moje starania, więc czy nie lepiej odpuścić na te kilkanaście dni swoje plany i zacząć zaraz po Gwiazdce? Odpowiedziałem sobie od razu:

Nie kombinuj, zacznij teraz

Ponieważ teraz jest dobry moment na to, żeby zacząć. Nie będę się usprawiedliwiał i znowu kombinował, szukał wymówki, żeby po raz kolejny odłożyć odchudzanie w czasie. Teraz jest dobry moment i tyle. To świetna okazja, żeby samemu sobie sprawić prezent! Ale dlaczego? Muszę przecież racjonalnie wyjaśnić samemu sobie oraz Wam drodzy czytelnicy, czemu tak jest.

Już spieszę z wyjaśnieniem. Jeżeli planujesz zacząć odchudzanie, warto już wystartować, ponieważ do Świąt zostało jeszcze trochę czasu, wystarczająco dużo, żeby zmienić swoje nawyki żywieniowe, zacząć regularnie ćwiczyć i przyzwyczaić się do nowego, zdrowszego stylu życia.

Miej już za sobą pierwsze kroki

Oczywiście w ciągu dwóch tygodni nie zobaczę efektów, nie spodziewam się przecież cudów, ale może uda mi się zrzucić kilogram lub dwa. Poza tym, tak jak już napisałem, przyzwyczaję się do nowego sposobu odżywiania (i na pewno skurczę żołądek) oraz wypracuję zwyczaj regularnego ćwiczenia – a przecież o to chodzi.

Do wigilijnego stołu usiądę przyzwyczajony do jedzenia mniejszych porcji, istnieje więc szansa, że nie napcham się „jak zwierzę”, bo nie będę czuć takiej potrzeby. Poza tym będzie mi szkoda zaprzepaścić to, co już w ciągu ostatnich dwóch tygodni osiągnąłem, nawet jeżeli będzie to „tylko” zgubienie dwóch kilo.

Nie daj się namowom babci

W trakcie Świąt będę mógł sobie powiedzieć, że te wszystkie potrawy są nagrodą za moje starania w dziedzinie odchudzania z ostatnich dwóch tygodni, ale nagrodą, którą powinienem przyjmować z umiarem. I znowu przemknie mi przez głowę myśl, że najzwyczajniej w świecie szkoda mi tych dwóch tygodni ćwiczeń i diety.

Poza tym będę mógł z dumą powiedzieć babci, że dziękuję za dodatkową porcję, ale dbam o linię, a nawet przeprosić i odejść od stołu na pół godziny, żeby pójść poćwiczyć. Mina pozostałych członków rodziny, którzy w tym momencie zarumienią się lekko ze wstydu, że dalej jedzą lub pochwała z ich ust, z minami wyrażającymi podziw, będą świetną motywacją do dalszych starań.

Nie załamuj się, jeśli nie do końca Ci się uda

Tak jak zaznaczyłem wcześniej, nie spodziewam się cudu w postaci super efektów po dwóch tygodniach odchudzania i treningu. Nie będę też oszukiwać samego siebie, ani Was, i twierdzić, że w trakcie Świąt zjem tyle co delikatna ptaszyna. Nawet jeżeli będę jadł mniejsze porcje, zrezygnuję z ziemniaków do obiadu i masła na chlebie podczas kolacji (albo zupełnie zrezygnuję z chleba) to potrawy serwowane podczas Świąt niskokaloryczne z pewnością nie będą.

I tutaj dochodzimy do podsumowania, ponieważ możliwe scenariusze końcowe są dwa. W pierwszym z nich uda mi się jeść bardzo mało, więc zaczynając Święta o kilo lub dwa chudszy, dzięki dwutygodniowym staraniom, skończę je ważąc tyle samo. W drugim scenariuszu może okazać się, że zjem trochę więcej (ale na pewno nie tyle ile zjadałem do tej pory w trakcie Świąt) i moja waga znowu  podskoczy, a nawet wróci do wagi, którą miałem kiedy zaczynałem odchudzanie dwa kilkanaście dni wcześniej.

Tak czy inaczej, na pewno nie będę ważyć więcej niż ważę w tej chwili, co będzie dla mnie najlepszym prezentem jaki sam sobie mogę zafundować w tym roku! Poza tym będę już przyzwyczajony do nowego stylu odżywiania się oraz ćwiczeń, więc zaraz po Świętach łatwiej będzie mi do niego wrócić, zamiast znowu wmawiać sobie, że przecież zaraz będzie Sylwester, więc może lepiej poczekać do nowego roku ...

Komentarze

Witam,

mam pytanie trochę niezwiązane z postem, ale czytając inne myślę, że jesteś w stanie mi pomóc :).

Jeżeli danego dnia zjem posiłek (mowa o słodkościach itp) w wysokości 200 kcal i do tego wykonam odpowiednią liczbę ćwiczeń w wysokości 200 kcalorii - wychodzę na 0 ? Jest to realne:)?

Analogicznie, jeśli wykonam ćwiczenia na 500 kcalorii - tracę dodatkowo jeszcze 300?

Jeżeli nie, w jaki sposób można to przeliczyć?

Z góry dziękuję za odpowiedź:)

Cześć!

W zasadzie jest tak jak napisałeś - to czysta matematyka. Jednak pamiętaj o tym, że w większości wypadków jeden batonik nie ma 200 kcal, a 600. Jeżeli chcesz się odchudzać lepiej ograniczyć do minimum słodycze lub zrezygnować z nich kompletnie. Wracając jeszcze do liczenia kalorii, warto sprawdzać ile ich ma każdy produkt, który spożywasz. Z kolei kiedy ćwiczysz, ciężko jest określić ile kalorii spalasz (chyba, że ćwiczysz na jakimś urządzeniu, które wyświetla ilość spalanych kalorii).

Pozdrawiam.

Bardzo fajny, motywujący artykuł.yes

Można tak odwlekać w nieskończoność: imieniny Mamy, urodziny brata, barbórka, święta i znowu czyjeś urodziny i tak dalej i tak dalej. Najlepiej jak jest na kogoś lub na coś zwalić wine. :):) Sami pozostajemy usprawiedliwieni ... ale to nic nie zmienia, dalej trwamy w naszym nałogu najadania się do syta.

Zgadzam sie z Tobą że każdy, najbliższy termin jest dobry. Najlepiej jak to jest DZISIAJ :):):)

Bo dzięki naszemu lenistwu i odwlekaniu decyzji znaleźliśmy się w tym punkcie w którym jesteśmy.

 

"Przy wysokiej insulinie nadwaga nie zginie" :):):)

Ja tak właśnie zrobiłam! w sobotę powiedziałam sobie, że zaczynam dziś, a nie w poniedziałek, w nowy rok, albo urodziny :) Moim największym problemem są właśnie słodycze - więc ważne postanowienie sobotnie to rezygnacja ze słodyczy. Trzymam kciuki za wszystkich i Wy trzymajcie za mnie :)

************************************

CEL: poprawić zeszłoroczne wyniki biegowe!

Bardzo dobry artykuł. Pamiętam jak w przeszłości postanawiałem rozpocząć pracę nad sobą jedząc kolejny "ostatni" niezdrowy posiłek ;-)))

Jedyne usprawiedliwienie jest takie, że prokrastrynacja  to zaburzenie. Najlepiej rozłożyć je na czynniki pierwsze czyli zastanowić się dlaczego tak naprawdę nie zaczynamy, choć moglibyśmy to zrobić. Święta, barbórki i inne okazje to tylko wymówki, a nie realna przyczyna.

Grześ, jak zawsze świetnie ujmujesz co nam "w duszy gra". Każdy dzień jest dobry na początek, ważne są czyny odważne :) - jak mawiała moja kumpela.  Ja też się nie zrażam że już nie zdążę tego czy owego zrobić - np osiagnąć figury Ani Muchy do Sylwestra, ważne też bym nie zapuściła się i nie było gorzej - bo myślę , że walczyć też trzeba o to by nie było gorzej - a znam takich co rezygnują i mają to w nosie. Odważnych czynów wszystkim życzę.

:)

Komentuj

Zawartość pola nie będzie udostępniana publicznie.