Jak Thomas Edison

Jak Thomas Edison

Niektórzy mówią, że to trzeci tydzień stycznia jest najgorszy, niektórzy że ostatnie dni przed lutym. Jak by nie było, wiele osób odczuwa zdecydowany spadek formy pod koniec stycznia - kończy się miesięczna wypłata a nowej jeszcze nie ma. Blichtr nowego roku przemija w niepamięć razem z większością naszych noworocznych postanowień, których nie dajemy rady dotrzymać i znów wraca zwykła szara codzienność.

Dziś piszę do was, żeby w ten styczniowy koniec miesiąca wnieść trochę pozytywnego światła. Żeby podtrzymać wasze starania na drodze do zdrowia – na drodze to szczupłej sylwetki. To wcale nie musi być postanowienie, którego nie dotrzymaliśmy i nie dotrzymamy, nawet jeśli styczeń to nie są same sukcesy. Jakkolwiek wyszło nam to odchudzanie w ciągu pierwszego miesiąca tego roku, na pewno jesteśmy bogatsi o nowe doświadczenia.

Nie poddawajmy się więc w żadnym razie. Próbujmy dalej, testujmy co się sprawdza a co nie i nie rezygnujmy. Trochę jak Thomas Edison zauważajmy, że każda porażka, mała czy duża, jeżeli potraktowana jako lekcja, przybliża nas powoli do sukcesu. Każda mała informacja to kolejny krok.

Moja lekcja ze stycznia to... "nic specjalnego"

Ja na przykład spotkałem znajomą, której nie widziałem od ponad pół roku. Od tamtego czasu schudła niesamowicie. Z pucułowatej dziewczyny, zmieniła się w naprawdę zgrabną i elegancką kobietę. Poprawiły jej się rysy twarzy, figura, talia i ogólnie zaczęła błyszczeć urodą.

- Jak to zrobiłaś? – spytałem ją zupełnie zaskoczony - Naprawdę świetnie wyglądasz! Zdradź mi natychmiast całą tajemnicę!

- W sumie to nic specjalnego... po prostu zaczęłam bardziej zwracać uwagę na to co jem...

Ta jej myśl towarzyszyła mi w zasadzie przez cały miesiąc.

... nic specjalnego... zwracać uwagę na to co jem...

Też zacząłem zwracać baczniejszą uwagę na to co jem. Trochę mnie momentami nawet bawił ten eksperyment. Jak naukowiec sobie analizę robiłem:

„Maciej zwraca uwagę na to co je”.
„Co on tam je?”
„Dobrze, że to je czy nie?”
„Mógłby może lepiej? – jeśli tak to jak?”
„Mam pomysł? – to spróbuję jak działa”

Eksperyment okazał się całkiem skuteczny. Nie wywołał jakichś niezwykłych zmian, ale spowodował, że ładnych parę razy podjąłem inną decyzję niż może podjąłbym gdybym go nie prowadził.

  • Nie kupiłem popcornu w kinie :)
  • Nie dałem się namówić mojej Adze na frytki po kinie
  • Przerzuciłem nas w domu na brązowy chleb – nawet się dłużej trzyma niż biały a Aga nie narzeka. Chrupki WASA, którymi się w zeszłym roku chyba trochę przesadnie katowałem nie były aż tak bardzo w jej guście.
  • Przestawiam się coraz bardziej na owoce i warzywa. Do tej pory w zasadzie na każde większe danie jadłem mięso: szynki, kotlety, kurczaki pieczone, gotowane, ryby, krewetki i inne takie a to przecież nie jest konieczne.
  • Zacząłem kupować czarną czekoladę. Jak już muszę zjeść coś słodkiego a owoce nie wystarczają, to jem ją. Jest tak zapychająca, że kilka kostek zupełnie mi wystarcza a jest chyba najzdrowszym wyborem.
  • Doszedłem do wniosku, że moje drugie śniadanie mogłoby być wymienione na coś bardziej sensownego niż wielka bułka z masłem, serem i szynką, pomidorami, ogórkami i czasem nawet majonezem.
  • Teraz eksperymentuję (jak Edison :)  ) z różnymi zastępstwami – sałatkami z orzechami, sałatkami z kurczakiem, owocami itp. To znaczy tyle właściwie – na razie dalej z próbami nie zaszedłem. W kolejce są teraz jogurty. Jeszcze nie jestem pewien co byłoby dla mnie najlepszym rozwiązaniem. Może będę na zmianę jadł raz jedno raz drugie raz trzecie.

Jak tak teraz wypisuję te zmiany, okazuje się że „nic specjalnego” wprowadziło całkiem sporo pozytywów do mojej diety. Co jest jednak ważniejsze, w trakcie ich wprowadzania w tym miesiącu w zasadzie w ogóle ich nie odczułem. Żadnych dramatycznych wyrzeczeń i walki ze sobą. Krok po kroku małe eksperymenty.

Co więcej, widzę jeszcze mnóstwo możliwości na kolejne poprawy, do których jeszcze się za bardzo nie zabrałem. Powinienem na przykład poeksperymentować z nowymi owocami. Teraz w ciągu dnia jem głównie jabłka i gruszki a to przecież nie są wszystkie możliwości. Może warzywami się też zainteresuję. Mógłbym tak zamiast jabłka czasem sobie marchew schrupać, albo pomidora lub ogórka. Nie wiem jak by mi to odpowiadało, ale spróbuję i zobaczę.

Zawaliłem też parę razy w styczniu - żeby nie było

Dotychczas miałem zwyczaj nie jedzenia niczego po pracy gdy szedłem biegać bieganiem, przez co jak wracałem z biegania byłem tak głodny, że parę razy objadłem się zdecydowanie za bardzo i wrzuciłem obiad w siebie o wiele za szybko. Zastanowiłem się więc jak to zmienić. Teraz po pracy jem zawsze coś małego, odczekam z pół godziny i dopiero idę biegać. Działa znacznie lepiej i jak na razie obżarstwa się nie powtarzają.

Innym razem nie popisałem się w pracy – a dokładnie wczoraj. Zawsze jak jest jakaś okazja (urodziny, imieniny itp.) mamy ciasto w pracy, a dla zdrowo odżywiających się jakieś owoce: winogrona, truskawki czy coś tam. I ja niby jeden z tych zdrowych, a dwa kawałki ciasta pochłonąłem przepięknie zanim nawet dobrze pomyślałem. Mam plan, że następnym razem będzie lepiej. Choć tu akurat nie wymyśliłem żadnego triku.

Jeszcze ładnych kilka innych wpadek było, ale staram poprawiać z dnia na dzień i próbować jeść coraz lepiej i zdrowiej. W sumie „nic specjalnego” a półtora kilo mniej w tym miesiącu :)

Pozdrawiam was ciepło i serdecznie. Na poprawę styczniowych humorów przypominam, że do końca stycznia już tylko 2 dni, a do wiosny niecałe 2 miesiące. Dbajmy więc o siebie i spokojnie eksperymentujmy sobie na drodze do zdrowia, a przywitamy wiosnę z uśmiechem na twarzy i troszkę luźniejszym paskiem od spodni.

Komentarze

doswiadczylem tego, że najcieższy pojedynek jaki można stoczyc to ten z samym sobą, ale wiem że warto, bo satysfakcja z wygranej jest nie do opisania.

też się muszę przyznać że kilka razy przegrałem ze sobą Mistrzostwa Świata w piłce ręcznej-mecz....no a że nie lubię oglądać na sucho-paczka Chipsów(800 kcal), mama zrobiła ciasteczka, znów parę wchłonąłem, znowu jak kupiła też się nie obyło bez podjadania ogólnie mówiąc najlepiej odchudzanie idzie mi w poście lub adwencie, bo od 4 lat odmawiam sobie słodyczy, a że jestem wierzący, więc nawet nie mam pokus-typu: a może zjem to ciasto??-po prostu nie chce się poddawać i boję się stwórcy a w normalny dzień no to jem bo wiem że nic nic się nie stanie (oprócz tego że przytyje) ale od poniedziałku koniec z tym-mam jutro jeszcze dzień aby obmyślić jak zrobić żeby wytrzymać bez objadania się

Witam, Czytam od ponad pół roku Twojego bloga, dziękuję że go tworzysz bo dodał mi wiele motywacji :) Szczególnie po poście o bieganiu w zimie, kiedy to po wakacjach udało mi się skompletować cały biegowy sprzęt (tj. buty biegowe, koszulki, spodnie, pulsometr) ale jednak biegałem raptem 2-4 km co 2-3 dzień. Tak realnie to nie wnosiło to do mojego treningu praktycznie nic poza zdobywaniem doświadczenia. Jednakże po Twoim poście postanowiłem dokupić bluzę na zimę, czapkę i rękawiczki i wyszedłem biegać. Biało wszędzie, śnieg przyjemnie chrupał pod butami, zacząłem się uśmiechać. Następny raz był już 3 dni później. Za 3cim razem spotkałem dziewczynę która zadała mi kilka pytań dlaczego biegam w śnieżycę? Odpowiedziałem że studiuję a bieganie w takim śniegu to łapanie zdrowia i zabawa przypominająca dziecięce lata. Gdy kończę biegać nie mogę się przestać uśmiechać do siebie. Następnym razem biegła zemną. Spowodowało to że musiałem zwolnić swoje tempo i dostosować je do niej. Jednakże mając pewne doświadczenia (tak naprawde biegałem przez 3 ostanie lata tylko niestale co równe było brakiem efektów) udzielałem jej rad które sprawiły że od pierwszego treningu gdzie przebiegła półtora kilometra mogła po miesiącu śmigać zemną 7km odcinki. Teraz już mieszka w innym mieście ale wiem że biega dalej. Ja postanowiłem się przenieść na wyższy poziom. Ustaliłem sobie cel biegowy. Półmaraton. Tak, 21km do przebiegnięcia w Wawie 29marca. Z początku nie byłem pewien czy dam rade pamiętając ile razy zaczynałem biegać i zawsze kończyłem po miesiącu. Teraz po 3 miesiącach stałego biegania biegam 20km w 1:43h. I za każdym razem poprawiam czas trasy. Ale wspominałem tylko o bieganiu. Otóż tylko o tym mogłem wspomnieć. Nie zwracałem uwagi na jedzenie. Jadałem kebaby, czasem cole i chipsy. Jednakże co się okazało dla mnie niedawno zaskoczeniem, nie ważyłem się często żeby się nie katować. Ważyłem w listopadzie 106kg (wzrost 189cm) a więc spora nadwaga. Ważyłem się 3 stycznia 98kg! Byłem nieźle zaszokowany. 8kg w ciągu 2 miesięcy. Teraz dalej się nie ważę Ale mając świadomość że z każdym miesiącem biegam szybciej i dalej i lżej myślę że dalej waga poszła w dół. Przy czym wiele z mojego zalegającego tłuszczu zamieniła się w mięśnie bo ewidentnie widać poprawę sylwetki jeżeli idzie o umięśnienie, rzecz w tym że nie korzystam z siłowni bo nie mam już na to czasu :D. Co do żywienia. Myślę że Skupienie się na bieganiu pozwala bez zmiany diety trzymać formę. Znam wielu ludzi którzy biegają codziennie 15km a w ciągu dnia zjada 10 bułek i jest chudziutki. Przykładowo spalając podczas 20km biegu ponad 2500kcal ( akurat w moim przypadku) myślę że można sobie spokojnie pozwolić na chipsy mające te 600kcal albo kawałek ciasta. To co mogę zaproponować z mojej strony to chipsy (600kcal) podzielić na 3 dni. I to działa. Pozdrawiam i zachęcam do biegania a przede wszystkim wyznaczenia sobie CEL-u niekoniecznie oznaczającego jakąś wagę i dążenia do niego. Powodzenia

witam, jak chyba wiekszosc trafilam tu pare dni temu przypadkiem i tak zaczelam czytac te poczatkowe posty. jak dzis zobaczylam ze blog jest aktualny strasznie sie ucieszylam. bo to faktycznie jest wiekszy "kopniak" do rozpoczecia odchudzania gdy masz swiadomosc ze inni tez walcza. ja w sumie zaczelam w listopadzie, ale bez wiekszego celu, pomyslalam ze bedzie dobrze jak sie zwyczajnie lepiej poczuje. i bylo spoko, nie powiem bo czasem pozwalalam sobie na jakies odstepstwa, ale jakos szlo. tylko ostatnio, jak sie nauka zaczela ostra (sesja, na 5tym roku) jakos mniej mam sily na odmawianie sobie jedzenia. np. dzis.. ucze sie caly dzien, i co zrobilam??? az mi glupio, ale zjadlam po polnocy kromke. kiedys Macku pisales ze jak sie nie jest wyspanym to sie szybciej glod odczuwa. pewnie jeszcze z 3 godz sie poucze wiec moze nic wielkiego sie nie stalo, ale glupio mi strasznie. a ogolnie to Wam powiem ze to jest momentami niesprawiedliwe, ze jedni jedza wszystko i nic a inni tyja. ja zawsze tylam jak nie bylam na diecie. mimo ze jak sie objadalam to zazwyczaj jablkami, nie wiem czemu tak jest, nie wiem tez ile schudlam, bo sie nie wazylam ani przed ani w trakcie mojej obecnej diety. ale mysle ze latwiej jest, gdy sie lubi owoce, jogurty i takie tam. nie jem tez miesa od 8 lat. nie powiem ze wszystko jest dobrze, bo chyba niektore zasady zdrowego odchudzania lamie, ale nie popelniam juz jednego bledu- nie czekam na szybki efekt. daje sobie czas do wakacji na jeszcze pare malych kilogramow. i jedno jest najwazniejsze (wszyscy wiemy o tym) i najtrudniejsze- utrzymac zdrowe przyzwyczajenia. w sumie sie rozpisalam, ale tak chyba moja glowa odpoczywa od nauki :) bede tu wpadac czesto, super blog. pozdrawiam autora

mam 172 cm, warze 64 kg czy to jest już nadwaga

@Anna

Twój BMI wynosi 21,6 więc 64kg to waga odpowiednia do Twojego wzrostu. Raczej nie masz nadwagi.

To "nic specjalnego" naprawdę jest niesamowite. Ja zmieniłem swoją dietę, i gdy są naprawdę ekstremalne sytuacje że nic nie mogę zjeść to po bardzo małym śniadaniu (1 kanapka) głodu nie czuję nawet 9 godzin, a nawet jak czuję głód to ratuję się wodą.

A co do diety, to nie nawaliłem ani razu - no oprócz tej jednej gumy orbit (pastylka) żutej może 15 sekund, ale więcej grzechów nie było.

Zacząłem zapisywać co jem, niestety nie mam jak liczyć kalorii bo nie mam wagi kuchennej, ale trzymam się zasady że im bliżej snu tym mniej węglowodanów. Przy kolacji piję zawsze 2 szklanki mleka, by białko zabezpieczyło mnie przed katabolizmem (spadek masy mięśniowej, czego nie chcę, bo chcę zgubić tłuszcz nie mięśnie, jak chyba każdy tutaj).

Pozdrawiam :)

Miło słyszeć,

Uważaj tylko z takimi przerwami 9cio godzinnymi bo to raczej na dobre Ci nie wyjdzie.

ale mleko zawiera też sporo cukru, w końcu laktoza. nie wiem czy jest to dobre wyjście na noc. poleciłabym jakiś chudy twaróg. :) pozdrawiam.

Maciej - to był wyjątek tylko dlatego że do szkoły nic nie wziąłem a po szkole jeszcze bieganie i kilka innych rzeczy wpadło.

Ona - laktoza to węglowodan złożony o niskim indeksie glikemicznym (46) więc chyba nie mam czym się martwić :). No ale jeśli ktoś, kto się na tym zna lepiej ode mnie to potwierdzi to rozważę Twoją propozycję.

A tak na boku - w końcu dołożyłem ćwiczenia siłowe (anaerobowe) co drugi dzień, plan 9 ćwiczeń powtarzanych w pięciu obwodach (obwód = ciąg ćwiczeń) - ułożony dzięki SFD :).

Komentuj

Zawartość pola nie będzie udostępniana publicznie.