Odchudzanie - prawdziwa walka z przeciwnościami

Odchudzanie - prawdziwa walka z przeciwnościami

Dziś opiszę miniony tydzień. Nie będzie to może zbyt merytoryczne, ale chcę wam pokazać jak bardzo się staram oraz pokazać, że przeciwnościom trzeba wychodzić na przeciw i nie poddawać się z byle powodu - walczymy tu o szczytny cel.

Tydzień na szkoleniu

Przez ostatni tydzień brałem udział w szkoleniu w centrali firmy, w której pracuję. Z doświadczenia wiedziałem, jak wygląda żywienie na takich szkoleniach, więc z góry wiedziałem, że nie będzie łatwo.

Wprowadzenie - dla osób które mają szczęście i zawsze wracają do domu po pracy

Wyjazdy służbowe, szkolenia i delegacje w żadnym razie nie są zorganizowane tak, aby odchudzanie podczas nich szło łatwo. Wręcz przeciwnie - z reguły to prawdziwy bieg z przeszkodami. Pracując na wyjeździe bowiem, jesteśmy wystawieni na wiele problemów, które na co dzień nas nie dotyczą.

Pierwszym problemem jest zakwaterowanie w hotelu. Jedzenie w hotelach bywa różne. Mieszkając w hotelu, z reguły jemy w nim śniadanie i czasem obiado-kolację. Śniadania jeszcze z reguły jakoś przejdą. Można zjeść jajecznicę albo płatki z mlekiem. Większy problem powstaje po południu.

W pokoju hotelowym nie ma kuchni, noży, widelców itp. - nie ma mowy o ugotowaniu sobie czegokolwiek samemu. Czasem jest tylko czajnik elektryczny. Mamy więc do wyboru to co oferuje hotelowa restauracja, lub co możemy znaleźć w pobliskich barach. Dodatkowym utrudnieniem są współpracownicy. Z reguły, aby zabić nudę siedzenia w obcym pokoju, wychodzi się z nimi na obiad. Jest to, poza telewizorem, jedyny element rozrywki podczas dnia na delegacji. Na obiad taki wypada pójść chociaż co drugi dzień, inaczej wygląda się jak odludek, który nie lubi współpracowników i ich unika, co nie musi być prawdą. Ja na przykład naprawdę lubię znajomych z pracy i jak wyskoczę z nimi na piwko wieczorem to świetnie się bawię.

Jeżeli po obiado-kolacji wrócimy do pokoju o np. 20.00, do momentu pójścia spać nie mamy co jeść - chyba, że orzeszki z minibaru. Rozbija to zupełnie rutynę jedzenia co kilka godzin i na śniadanie wstajemy potwornie głodni.

W trakcie pracy, zdani jesteśmy na to co jest dostępne do jedzenia. Jeżeli jedynym źródłem posiłku może być zamówienie na telefon - to na lunch jest pizza i nikt nie przejmuje się Twoim problemem pod tytułem Indeks Glikemiczny. Dodatkowo, posiłek jest jeden na 8-10 godzin, podczas osoba na diecie powinna zjeść przynajmniej ze 3.

Tak wygląda delegacja z punktu widzenia zdrowego odżywiania. Teraz opiszę jak przeciwstawiłem się temu standardowi i ile mnie to kosztowało.

Moja dietetyczna delegacja

Na podróż, przygotowałem sobie kanapki z chlebkiem Wasa-podobnym, zapakowałem owoce oraz butelkę wody. Jako że przyjechałem dwie godziny przed rozpoczęciem zajęć, wykorzystałem je, żeby wyskoczyć do pobliskiego Tesco i zrobić małe zakupy, które miały mi starczyć na tydzień. Nie wiedziałem, gdzie jest hotel, co w nim podają oraz czy będę miał jeszcze szansę zrobić zakupy później. Kupiłem:

  • chudą szynkę w plasterkach,
  • chleb Wasa pełnoziarnisty,
  • chudy serek wiejski,
  • znalazłem fajne pakowane sałatki bez żadnych sosów
  • dorzuciłem do tego paczkę ugotowanych krewetek zdatnych od razu do jedzenia
  • kilo gruszek, kilo jabłek
  • itd - ogólnie zaopatrzyłem się na najbliższych kilka dni.
  • plastikową łyżeczkę do jogurtu zabrałem z domu - nie pomyślałem o sztućcach

Pierwszego dnia targałem ze sobą po biurze ważącą 5 kilo torbę pełną jedzenia na cały tydzień.

Szkolenie

Szkolenie spełniło moje oczekiwania i przez całe 4 dni nie zobaczyłem na nim skrawka zdrowego pożywienia. Zajęcia zaczynały się od 9.00 rano. Abyśmy mieli coś do pogryzania, na stole cały czas stały ciastka i kubeczki z cukierkami: landrynki, gumisie i Werthels Oryginal.

Koło 11.00 była przerwa na kawę, podczas której wszyscy pogryzali wyżej wymienione łakocie. Ja wyciągałem z torby jabłko z gruszką. To samo robiłem po południu, gdy mieliśmy kolejną przerwę koło 15.30. Klasa - dwie zdrowe przekąski. Dzięki nim do obiadu jadłem zgodnie z dietą: często i mało.

Lunch

Abyśmy mieli energię do nauki, firma zorganizowała katering i codziennie około 1.00 pod drzwi naszej sali podjeżdżał stół na kółkach z - "mnóstwem wspaniałości":

  • Kanapki zrobione z bułki zwykłej lub słodkiej z mięsem, szynką lub jajkiem z solidną ilością masła i ilością majonezu, która idealnie sklejała wszystko w jedną całość,
  • Ciasta różnych typów, z naciskiem na wypełnione kremem lub budyniem,
  • Aby wszystko gładko nam wchodziło, mieliśmy do wyboru napoje od kawy, poprzez pepsi, seven-up aż do mirindy. No była też woda - tu oddaję honor.

Wszyscy z zapałem ładowali baterie tymi wspaniałościami intensywnie namawiając i tłumacząc mi, że będę potem głodny. A ja z moją dietą czując jak żołądek przyrasta mi do kręgosłupa tłumaczyłem, że nie, że jadłem przed chwilą owoce i że skoczę też na sałatkę - w tym samy budynku piętro wyżej, znajduje się kafeteria, w której mogłem kupić surówki. W trakcie lunchu więc po początkowych rozmowach przy kanapkach, szedłem na górę, gdzie kupowałem surówkę, do której dorzucałem trochę krewetek lub plasterków szynki. Krewetki lub szynkę zabierałem, aby w moim posiłku znajdowało się białko. Musiałem je naprawdę dobrze pakować, żeby ich zapach - szczególnie krewetek - nie rozchodził się po sali szkoleniowej.

Aby zjeść zdrowy lunch musiałem odłączać się od grupy i zjadać lunch w samotności. Z punktu widzenia mojego odchudzania, wyszedłem na tym całkiem dobrze. Z punktu widzenia budowania relacji ze współpracownikami oraz spędzania miło czasu w trakcie lunchu - nie specjalnie.

Hotel

Zupełnym zaskoczeniem dla mnie był brak lodówki w pokoju hotelowym. Z reguły, mając na celu lepsze oskubanie klienta, hotele wstawiają do pokoju lodówkę, którą nazywają minibarem. Można tam znaleźć słodkie napoje, alkohole w małych butelkach, piwko, batoniki itp. Wszystko w cenie około 4 razy wyższej niż w sklepie. Ja miałem niecny plan przechowywania w tejże lodówce zakupionych pierwszego dnia serków, jogurtów i szynki. Plan legł w gruzach. Zakupione jedzenie zaczęło mi się psuć od dnia drugiego. Najpierw poszła jedna surówka, potem szynka w plasterkach, potem jogurt naturalny. Ostatniego wieczora na przekąskę wieczorną zjadałem chlebek wasa z podejrzanej świeżości białym serkiem, który jeszcze dożył (był najbardziej chemiczny ze wszystkich rzeczy jakie kupiłem). W obrębie hotelu nie było sklepu, w którym mógłbym uzupełnić zapasy. Z powodu tych nieprzewidzianych trudności rozregulował mi się wyrobiony już zegar i zacząłem się robić głodny o dziwnych porach.

Obiado-kolacje

Towarzysząc moim współpracownikom w popołudniowych obiadach (raczej nie jestem typem samotnika) lądowałem w barach i restauracjach serwujących porządne duże smażone dania, takie jak steki, kotlety, pizze itp. Zamawiając jedynie sałatkę z kurczakiem, musiałem znów się grubo tłumaczyć, że nie będę głodny, bo mam serek w pokoju, bo mam owoce w pokoju, bo to i tamto i że ogólnie jestem na diecie - ludzie a propos jakoś dziwnie patrzą na mężczyzn na diecie. Oczekują, że facet będzie jadł steki i kotlety. Ale na szczęście znajomi z pracy są w miarę wyrozumiali i pozwalali mi zamówić co chciałem.

Niestety z piwem nie było tak łatwo. Po pierwsze motywacja do przekonywania do piwka jest w Polakach całkiem silna. Po drugie, mój opór w przypadku piwa jest wybitnie słaby, szczególnie w dobrym towarzystwie. Co wieczór więc wracałem do hotelu, aby z wyrzutami sumienia orientować się, że wypiłem dwa albo trzy piwka. Lekko rozluźniony z kolei miałem kłopoty z opanowaniem głodu, który zawsze wszystkich popada po piwku, jadłem więc trochę z dużo. Nie licząc piw, raczej mieściłem się w 2200 kalorii, ale z piwkami podchodziłem pod 3000.

Podsumowując, odchudzanie na wyjeździe mogę uznać jako przeciętnie udane. Raczej nie oczekuję miłego zaskoczenia podczas ważenia w niedzielę. Pomimo wszelkich starań, nie jadłem zrównoważonych posiłków i nie jadłem regularnie. Mój organizm się rozregulował. Znów odczuwam głód pomiędzy posiłkami i mam ochotę na słodycze. Mam nadzieję, że to minie za parę dni.

Dodatkowo wydałem sporo pieniędzy na kupno zapasów, z których zjadłem około połowy, resztę wyrzucając z powodu zepsucia. Wypiłem za dużo piwa i jadłem mniej regularnie oraz nie liczyłem kalorii z powodu braku wagi oraz niepewności co od dokładnego składu sałatek i surówek.

Po co to wszystko

Napisałem tego długiego posta po to, aby pokazać, że czasami odchudzanie jest trudne nie tyle z powodu naszego apetytu, ale z powodu okoliczności w jakich się znajdujemy. Nie wolno się jednak poddawać. Czyhające wokoło pokusy oraz zła organizacja posiłków w pracy lub gdzie indziej może się wydawać łatwą wymówką, jednak jak pokazuje mój przykład - można się pomimo wszystko starać. Trzeba się starać, planować i przygotowywać i trwać w swoich zamiarach pomimo różnych przeciwności, o warto.

Nie zabłysnąłem podczas tego tygodnia, ale gdybym się nie starał i poddał zupełnie zjadłbym mnóstwo ciastek i słodyczy, popijając kawami i pepsi oraz zjadł bym ze 4 tłuste steki z frytkami plus lody na deser. W porównaniu tego, uważam swoje wyniki za całkiem niezły sukces. Nie będzie dramatu pod koniec tygodnia, gdy stanę na wagę, nie będę się musiał obwiniać.. mam nadzieję.

Nie poddawajcie się i pamiętajcie przysłowie: "Złej baletnicy przeszkadza nawet rąbek u spódnicy" - czyli większość powodów na przerwanie odchudzania to wymówki a nie powody.

Krzyś.

Komentarze

A ja myslałam, ze tylko ja mam taki problem na szkoleniach i delegacjach! Niestety, ja najczęściej się poddaję i potem po 3 -dniowym szkoleniu muszę przez kolejne 2 tygodnie jeszcze mocniej zacisnąć pasa... Gratuluję konsekwencji :) Twój post zmobilizował mnie - w przyszłym tygodniu kolejna delegacja - postaram się postarać :)

Ja mysle, ze poszlo Ci bardzo dobrze. Z tego co czytam to masz bardzo silna wole a takowa sie nie zdarza czesto. Ranki, widze same swoje posty po prawej stronie :-) ale czytam Twojego bloga na raty i zawszemi sie cos nasunie. Gratuluje powyzszego wyjazdu, bo ja bym chyba ulegla na Twoim miejscu. Pozdrawiam

Dzięki Beti :)

Ja również gratuluję bo nie dość że Tobie było ciężko. Odchudzanie to przecież walka ze swoimi słabościami... To jeszcze zwalczałeś te kusicielskie diabełki z firmy ;)

Witam:-) Ważę obecnie tyle samo co Ty na początku, i też teraz staram się zejść do dwucyfrowej wagi czytam Twojego bloga z zainteresowaniem i podziwiam za wytrwałość determinację i silną jednak WOLĘ mi jeszcze brakuje tej silnej woli chodzi o podjadanie między posiłkami ulubionych rzeczy a i słodyczy owoców już sobie wyznaczyłam cel i z Twoją determinacją i moją myślę że nam odchudzającym się uda bo w grupie odchudzać się jest raźniej!! Pozdrawiam

Komentuj

Zawartość pola nie będzie udostępniana publicznie.