Wreszcie wracam

Autor

Tradycyjnie znowu nawaliłam. Sprawiło to oczywiście lenistwo, wygodnictwo, wymówki i apetyt. Bardzo się bałam, że się natrudzę, a nie będzie efektów i odwlekałam rozpoczęcie od nowa od 1,5 miesiąca. Ciągle sobie wypominam ile czasu zmarnowałam. Chciałabym, żeby to wszystko było już za mną.

Ale najważniejsze, że odkryłam sposób jaki naprawdę mnie mobilizuje i dlaczego tak naprawdę chcę się odchudzać. Otóż chcę mieć to szarpanie się z samą sobą już za sobą. Kiedy mnie kusi coś słodkiego mówię sobie "oj dobra, zjem kiedy indziej, teraz się odchudzam i będzie wreszcie te kilka kilo mniej", albo "oj dobra, pójdę pobiegać, schudnę raz a porządnie a potem będę miała spokój, będę biegała tylko dla przyjemności'. I to działa. Mam nadzieję, że to nie skończy się na "słomianym zapale" jak zawsze. 

Przyłączyłam się do planu Chocolate. W niedzielę było 59,5 kg. Ze zniecierpliwieniem czekam na kolejny pomiar, który mam nadzieję, uszczęśliwi mnie.

Trzymajcie kciuki

Pozdrawiam

Komentarze

No i super Marynia, że wreszcie wróciłaś. Też się miotam, też kombinuję i w ogóle to mam dość samej siebie. Hormony mi szaleją, chce mi się ryczeć kilka razy na dobę, waham się od smutku do euforii i zachowuję się jak jakaś panienka w ciąży ;-) To do mnie nie podobne i dlatego mnie męczy. Ale też wymyślam nowe motywatory, które mnie utrzymają na dobrej ścieżce, bo tak w głębi duszy mysle, że może być bardzo ciężko utrzymać nawet tę (nad)wagę, którą mam teraz. Na razie wymyśliłam abstynencję słodyczowa, co było normą przez całe dwa ostatnie  miesiące, a teraz wydaje mi się znów dużym wyrzeczeniem. Nawet nie wiem, kiedy zaczęłam te słodkie świnstwa jeść, to jest jak zaraza.

Trzymaj się dzielnie i dawaj znać, jak idzie

Hormony przestają szaleć po ok.10 tyg. i potem sie zaczyna najpiękniejszy czas ciąży, prawie do końca :) 

Dodaj komentarz

Zawartość pola nie będzie udostępniana publicznie.