podsumowanie kwartału

Autor

podsumowanie kwartału

Chciałabym podzielić się z wami czymś co uważam za mój osobisty sukces. Ale od początku :)

Moją przygodę z bieganiem zaczęłam 3 tygodnie temu. Było to związane z moim noworocznym postanowieniem, że zmienię swój styl życia i żywienia na zdrowszy, którego to postanowienia w tym roku mam zamiar naprawdę dotrzymać:) Zaczęło się od zmiany sposoby żywienia. Oczywiście były to zmiany stopniowe bo nie da się ot tak, pstryknąć palcem i nagle rzucić słodyczy, włoskiej kuchni pełnej węglowodanów i słodkich najpojów. Ale jakoś się udało choć oczywiście bywają chwile słabości:) kiedy już moje żywienie stało się zdrowsze postanowiłam rzucić palenie (bo nie ma sensu jeść zdrowo jeśli trujemy się czymś innym) i... od 14 lutego już nie palę (miało to swoją symbolikę- rzuciłam moje "ukochane" fajeczki właśnie w dniu zakochanych:). Te sukcesy miło połechtały moje ego, nie przeczę, ale do pełni szczęścia zabrakło mi tylko pokonania ostatniej słabości- niecheci do jakiegokolwiek sportu, a zwłaszcza biegania, które było moją zmorą i niejednokrotnie przyczyną wylanych łez w czasach szkolnych. I właśnie dlatego postanowiłam zacząć biegać:) Oczywiście to był (i nadal jest) raczej "kaczy chód" niż bieganie, ale biorąc pod uwagę, że jeszcze w tamtym roku dostawałam białej gorączki na myśl o jakimkolwiek ruchu to i tak jest to coś:) Zaczęłam od marszy poprzetykanych biegami (bo inaczej tego nazwać się nie dało) a dziś- i tu właśnie przechodzimy do sedna sprawy- przebiegłam (czy raczej przetruchtałam) swój pierwszy kilometr :) a dokładnie 1200 m cheeky i uważam to za swój wielki sukces pewnien krok milowy w drodze do zdrowszego trybu życia. Zauważyłam też, że im dłuższe trasy udawało mi się przebiec bez przerw na marsz tym większą radochę sprawiało mi bieganie:) Chyba zaczynam odczuwać tak często przeze mnie spotykaną w tekstach o bieganiu tzw. euforię biegacza :) Pewnie że początki były trudne (miałam nawet tygodniową przerwę w bieganiu bo uznałam, że "to nie dla mnie") ale teraz cieszę się że pokonałam początkową niechęć (czy raczej uraz z dziecińswa) i znalazłam sport, który sprawia mi przyjemność. Myślę, że może to być przykład, że nie ma rzeczy niemożliwych jeśli naprawdę czegoś chcemy. Przede mną jeszcze daleka droga ale myślę, że jestem na właściwej ścieżce.

A już za kilka dni rozpocznie się mój czas próby:

24-25 kwiecień- święta

30 kwiecień- 2 maj- wycieczka do Wawy z narzeczonym i "zwiedzanie" barów na starym mieście:)

3 maj- komunia kuzynki

7 maj- wesele koleżanki

Już mnie przeraża ta ilość pokus, ale może dam radę.:)

Komentarze

Dasz radę! Super, że rzuciłaś palenie. No cóż...życie jest pełne pokus ale może te terminy będą dla Ciebie jakąś okazją, żeby się pokazać innym w nowej odłonie :)) Trzymaj się!

:)

Dasz rade:) na takich przyjęciach jest owoców i różnych sałatek sporo. Mam nadzieję że będziesz miała w czym wybierac.

Wlaśnie, dziewczyny mają rację, bedzie pewnie sporo sałatek i owoców.. a nawet jeśli... to jakas tam mała porcyjka.. oj nikt nie musi się objadać;)

Trzymam kciuki, czekam na kolejne relacje :)

 

Dodaj komentarz

Zawartość pola nie będzie udostępniana publicznie.