Czas najwyższy!

Autor

Tak się zbieram i zbieram... "Musze schudnąć" i na tym się zazwyczaj kończy.

Na liczniku wyskoczyło już 120 kg, więc nie bardzo mam wyjście.

Może i dalej siedziałabym na zadku, popijając zimną Colę i zajadając jakieś słone przekąski, gdyby nie problemy ginekologiczne (PCO). Trafiłam na świetnego lekarza. Fenomenalny. Odchudzanie wcale nie musi być takie złe i surowe, z tego co mówił. Wg niego zasady na początek to: "nie jedz po 17", "odstaw cukier" i "basen + sauna".  Zobaczymy co z tego wyjdzie.

"Przecież nie chcesz skończyć na wózku?"

Pewnie, że nie chcę. Kiedyś byłam silna, wysportowana. A teraz przelewam się z jednej strony wyra na drugą.

Na razie zacznę od ograniczenia cukru i tego "niejedzenia" wieczorową porą. Od października (czekam na kartę) zacznę basen. Żeby nie było, że się nie ruszam, do pracy będę zasuwać piechotą. To jakieś 40 minut marszu. Zawsze coś. Może jak uda mi się zejść poniżej setki, rusze na jakiś fitness. Chciałam już teraz, ale doktorek zabronił.

"Nie wytrzymają Ci stawy. Zrobisz sobie krzywdę"

No ok, nie chcemy krzywdy. Jesteśmy grzeczne, kochane i posłuszne i słuchamy tego, co mówi Pan Ładny.

A zatem odliczamy do setki!

Cel I - 99 kg do 31 grudnia 2014r. 

Cel II - 75 kg do 31 grudnia 2015r.

Uda się? Musi.

Ja na wózku? Mowy nie ma.

 

BJ.

Komentarze

Dodaj komentarz

Zawartość pola nie będzie udostępniana publicznie.