Odbić się od dna

Autor

Zaczęło się od pączką w tłusty czwartek. Miałam nie jeść i w ogóle mi się nie chciało, ale chłopak wyciągnął mnie za spacer i po 40 minutach stania w kolejce do najlepszych pączków w Polsce.. sama nie wiem, kiedy i nagle wycierałam ręce z lukru.. Potem w piątek miałam bardzo zajęty dzień i wieczorem, przy nauce u koleżanki chrupałam paluszki (u niej, ja w domu nie trzymam takich rzeczy!).
W sobotę miałam małą przeprowadzkę, obiad nie był przemyślany, a wieczorem jeszcze skusiłam się na ciasteczko. A niedziela? Całkowity powrót do starych nawyków... łącznie z połową tabliczki czekolady..,ale nie chce wyglądać jak wczesniej...
Po 10 dniach naprawdę czułam i widziałam różnicę (chociaż nie mam wagi) która teraz trochę się zatarła, ale nie straciłam jeszcze wszystkiego co osiągnęłam. 
Poza tym, kiedyś tak jadłam stale, a teraz jest najważniejsze, żeby stale trzymać się tego nowego.
Wielki kryzys w drugim tygodniu?? Żałosne! Przecież wcale nie było ciężko! Co się stało? Może na fali sukcesu troszkę poluzowałam?
Ah jestem zła na siebie, ale naszczęście ta złość mnie motywuję. W ten weekend mam turniej w siatkówkę, w następny też coś mi wypada, więc wracam do domu za trzy tygodnie. Czyli po pięciu tygodniach od rozpoczęcia odchudzania.. czyli wg mojego planu (10kg w 18 tyg) powinnam wtedy ważyć jakieś 3-4 kg mniej.
Baardzo dobrze mi szło, myślę, że i tak jestem teraz trochę do przodu, poniżej wagi wyjściowej, choć nie wiem jak dużo, ale gdybym nawet nie była, to ten plan jest nadal bardzo realny. No 1 kg na tydzień wychodzi, gdybym tymi 4 dniami wróciła do punktu wyjścia..
A z moim uporem i wszystkim.. DAM RADĘ.
A więc ważę się za trzy tygodnie i mój plan diety tak czy tak zostanie spełniony, nawet pomimo tej czterodniowej katastrowy..
Dobra, idę zjeść owsiankę, trzymajcie się!

 

Komentarze

Dodaj komentarz

Zawartość pola nie będzie udostępniana publicznie.