Odchudzanie w czasie burzy

Odchudzanie w czasie burzy

Nie pamiętam gdzie to przeczytałem, chyba w Financial Times na Onecie, ale podobno z powodu recesji wzrosło na świecie spożycie fast-foodów. I to nie tylko dlatego, że są tańsze, ale raczej ponieważ ludzie w obliczu problemów finansowych i zwiększonych stresów w pracy, tracą motywację żeby jeść np. sałatę. Mówią sobie, że skoro wszystko się wali, to przynajmniej zjedzą sobie coś o solidnym wyrazistym smaku – jak ten BigMac na przykład.

Czasami na każdego przychodzi naprawdę zły dzień. Taki dzień, który im dłużej trwa tym bardziej żałujesz, że kiedykolwiek się zaczął. Czasem nie jest to dzień, czasem długi okres, kiedy wszystko wali Ci się na głowę i nic się nie udaje, a sprawy dużej wagi stają się jeszcze bardziej poważne i przytłaczają, załamują, pokonują... Co wtedy z odchudzaniem?

Trafiło się mi też

Ostatnio przechodziłem przez dość ciężki dla siebie czas. Problemy ze zdrowiem połączyły się z kłopotami w pracy i naprawdę nie miałem zbyt dobrego nastroju. Jeszcze do tego jesień - zimna i siąpiąca. Najchętniej zostałoby się w domu i nie wystawiało nosa za drzwi. Mnie też zaczęły kusić chipsy i ciastka w sklepie – mój umysł szukał jakiejkolwiek metody, żeby choć trochę podnieść mnie na duchu.

Trochę nawet zacząłem się poddawać. Nie na długo jednak. Szybko się zorientowałem, że jedzenie raczej mi nie pomoże. Jedyne co mogę osiągnąć to chwilowy przypływ endorfin, który potem zepchnie mnie na jeszcze większe dno.

Jedzenie nie jest ucieczką

To trochę tak jak ta dziewczyna z romantycznych filmów, która rzucona przez chłopaka zamyka się w domu z wielkim wiadrem lodów i innych słodyczy i jedząc ciastka ogląda smętne romantyczne filmy. Żadne z tych zachowań ani nie odda jej chłopaka ani nie znajdzie jej nowego ani nawet nie poprawi jej humoru.

To tak jak by powiedzieć: „Skoro boli mnie dusza, to przestanę dbać o zdrowie”.

Jedzenie nie rozwiązuje problemów. Tak naprawdę, nawet nie sprawi, że poczujesz się lepiej. Wręcz przeciwnie - jak się objesz niezdrowymi rzeczami, będzie to jeszcze jedna kropla do czary Twojej goryczy.

Zamiast tego właśnie na przekór – nie poddawaj się

Znacznie lepszą metodą jest podejście do problemu z innej strony.

„Wszystko jest do kitu i nic nie mogę na to poradzić, ale dieta – nad nią mam kontrolę i nie pozwolę, żeby ona też przepadła. Wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej się postaram – będzie małym pocieszającym światełkiem w ciemnym tunelu. Może i nie mam siły, ale nie muszę mieć – po prostu będę się jej trzymał dzień za dniem. W końcu złe dni się skończą a ja przynajmniej nie będę musiał odchudzania zaczynać zupełnie od początku.”

Nawet jeśli akurat wszystko nie wychodzi, to nie znaczy, że trzeba też porzucić marzenia o zdrowiu i szczupłej sylwetce. Wręcz przeciwnie – warto się starać, żeby choć ta jedna sprawa była powodem do zadowolenia – czymś, czego można się trzymać w ciężkich czasach.

Wyżej wspomniana biedna, samotna dziewczyna z filmu, zamiast lodów, powinna kupić sobie nowe dresy i wyskoczyć na bieżnię. Sport też wyzwala endorfiny, poprawiając humor, a wysportowana i szczupła, znacznie łatwiej poradzi sobie z odzyskaniem miłości lub znalezieniem nowej, niż z wiadrem ciastek pod pachą. Pewnie będzie jej ciężko, ale słodycze przecież nie pomogą – spowodują raczej, że będzie się czuła gruba i jeszcze bardziej się załamie.

Ludzie, których dotknął kryzys gospodarczy, też zamiast jeść hamburgery, które ich utuczą i rozleniwią, powinni skupić się na zdrowiu. Problemy zdrowotne nie pomogą im. Dodatkowo, badania wskazują, że piękni ludzie podobno zarabiają 12% więcej niż brzydcy i grubi.

A więc, zamiast zapadać się w beznadzieję i ciągnąć dietę na dno wraz ze sobą, nie porzucajmy zdrowego odżywiania. Jak mówił kapitan statku z jednego z moich ulubionych filmów „Galaxy Quest”: „Never Give Up, Never Surrender!”

Komentarze

Zgadzam się całkowicie. Z własnego doświadczenia wiem, że nie raz po ciężkim i pełnym niepowodzeń dniu dużym pocieszeniem było dla mnie to, że przynajmniej nie zjadłam więcej niż sobie zaplanowałam(albo, że chciało mi się pobiegać).

Pozdrawiam:)

są takie dni że wszystko się wali i pali i najlepiej byłoby przerwać dietę, rzucić to wszystko i poddać się... wiem co mówię bo sama tek nie raz mam; w zasadzie każdy i każda z z nas. "Poddać się" - ale czy warto? Przecież po burzy zawsze prędzej czy później wychodzi słońce i trzeba zastanowić się czy naprawdę chwilowe niepowodzenia i poczucia niemocy są dostatecznym powodem na to aby zaprzepaścić to co się do tej pory osiągnęło.

Po waszych opiniach widze ze nie tylko ja mam takie myśli :)

Motywacja, motywacja i jeszcze raz motywacja... i nic nas nie złamie... kochani, potrzeba nam uwierzyć w to że możemy coś zmienić, coś w sobie zmienić. Bardziej podobać się innym, a przede wszystkim czuć się dobrze z samym sobą - to przecież najważniejsze. Postawmy sobie konkretny cel - i realizujmy go, nie od razu bo spadniemy i potłuczemy się, lecz stopniowo, małymi kroczkami... Jeśli będziemy konsekwentni i uczciwi wobec siebie, to napewno osiągniemy cel. Pozdrawiam czytających bloga i jego autora :):):)

Mi nawet nie są potrzebne złe tudzież udane dni na zwalenie sprawy. I jedyną moją słabością są słodycze, bo odżywiam się prawidłowo, jem regularne posiłki, ale właśnie popołudniowa kawa zaraz przypomina mi o tej czekoladzie, która jest w szufladzie w kuchni. I wtedy najczęściej ulegam. Problem polega w tym, że nigdy nie kupuję słodyczy, więc są one w moim domu za sprawą innych członków rodziny, nie mających problemów z wagą. A wiem, że jak skosztuję, to na jednej kostce się nie skończy. Jedyną tego dobrą stroną jest to, że po zjedzeniu słodyczy, gryzie mnie sumienie i wtedy przeważnie idę na dwugodzinny marsz lub wykonuję ćwiczenia, żeby to odrazu spalić, choć to niestety nie zawsze się udaje. Mam jeszcze pytanie do autora: jak długo już prowadzisz ten zdrowy tryb życia i jakie są tego efekty? Może każdy z was pochwali się osiągnięciami? Na pewno nas to zmotywuje do dalszej pracy nad sobą. Pozdrawiam!

Jeżeli nie możesz obojętnie przejść koło słodyczy kup sobie chrom plus w aptece i już po kilku dniach zauważysz że mogły by nie istnieć:)

Ja mam teraz tak ciężko właśnie. Dużo rzeczy się na to składa: robię mgr i jednocześnie zaczęłam drugi kierunek, więc moje życie nagle zmieniło się w siedzeniu na stołku i wkuwanie. Nie mam czasu na wyjścia, spotkania, rozmowy i kompletnie nie mogę się wyluzować. Moja rodzina nie znosi mojego chłopaka a ja powoli zaczynam tracić siły. Po ponad roku mieszkania poza domem powrót jest dla mnie nie do zniesienia. Nie ukrywam, że zdarza mi się kupować słodkie, ale prawda jest taka, że jeśli już uda mi się znaleźć 2h na pobieganie na siłowni to z tego korzystam. Poziom endorfin jest duuuuużo wyższy nie po czekoladzie. ale tak poza tym, to bardzo mi źle.....:(((((

Trzymaj się Paula,

Podobno najciemniej jest tuż przed wschodem słońca :)

Komentuj

Zawartość pola nie będzie udostępniana publicznie.